Kilka tygodni na znalezienie żony brzmi jak recepta na katastrofę, a jednak Sandy Barker udowadnia, że to świetny materiał na pełną uroku romantyczną powieść. Fikcyjny ślub ma być tylko umową, ale greckie plaże i szkocki chłód robią klimat dla czegoś bardziej prawdziwego. Tylko czy przyszły pan młody zdąży to dostrzec?
Match me if you can
Sandy Barker
Wydawnictwo Labreto
Poppy pracuje w agencji matrymonialnej i tym razem trafia się jej wyjątkowo kłopotliwy klient. Tristan lada chwila obchodzi swoje 35 urodziny, a według testamentu jego zmarłego dziadka do tego czasu musi być już żonaty. Inaczej 30 mln funtów zasili jedną z wielu instytucji charytatywnych.
Najpierw wyjazd do Grecji to kompletna klapa, potem kolejna kandydatka marzy o dziecku, którego on sobie nie wyobraża w związku, który ma datę ważności. Na co dzień pewny siebie Tristan jest kompletnie zagubiony w poszukiwaniach przyszłej pani Fellows, przecież nigdy nie planował się żenić. Na szczęście może poprosić Poppy o pomoc, a nawet by mu towarzyszyła. Problem zaczyna się wtedy, gdy najlepszą kandydatką okazuje się właśnie Poppy.
Mrukliwy Tristan i pełna entuzjazmu Poppy to kompletne przeciwieństwa, które dostarczają emocji. Relacja tych dwojga dojrzewa powoli, choć dość szybko czuć już tą chemię zainteresowanych sobą dwojga nieznajomych. Dialogi są lekkie i dynamiczne, podobnie jak cała fabuła. To lektura, która nie epatuje dramatem ani przesadą, jest bardzo fajnie wyważona.
Choć autorka sięga po utarte schematy, świetnie sobie z tym radzi. Nie ma tu miejsca na nudę, a cała powieść pozwala się zrelaksować, za to nie pozwala się odłożyć w trakcie lektury.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem.


Dodaj komentarz